Swojskie i często goszczące na
naszych stołach wcale takie swojskie nie są. W Europie pojawiły się dopiero w XVI
wieku po odkryciu Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, skąd zostały przywiezione na Stary Kontynent. Początkowo zresztą nie
służyły do jedzenia, lecz traktowano je jako rośliny ozdobne. Dopiero później
zaczęto wykorzystywać je w kuchni i rozpoczęła się ich kulinarna kariera, m.in.
na wielkopolskich stołach.
Z Ameryką
związana jest też ich nazwa, ponieważ pyr-ki
to coś, co pochodzi z Per-u
(kraj w Ameryce Południowej) – podobnie jaki klapki japon-ki z Japon-ii. Może dziwić y zamiast
spodziewanego e, które przecież tkwi
w podstawie, ale jest to często spotykana w Wielkopolsce wymowa, czyli to, co
językoznawcy nazywają „podwyższeniem
artykulacji e przed r”.
Porównajcie często słyszane w naszym regionie: syrki (serki)
i syry
(sery),
cyrować
(cerować). Gdyby więc nie było tego podwyższenia, mówilibyśmy perki. W rzeczywistości jednak takiej formy się nie spotyka.
Mimo że w
Wielkopolsce często mówi się pyrki, z czego zresztą jesteśmy znany w innych częściach kraju,
to jednak w Golinie (i gdzie indziej w regionie) usłyszeć też można ziemniaki czy kartofle, ale to już historia na kolejny wpis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz