czwartek, 31 maja 2012

Kto ma długie zęby?

Być może pytanie niedyskretne, bo przecież o urodzie się nie dyskutuje, ale trzeba je zadać. Tym bardziej, że nie o wygląd jednak chodzi, lecz o jedzenie. Dość długo już o kulinariach nie pisałem, a coś do tego tematu ciągnie:) Mieć długie zęby na coś znaczy 'nie lubić czegoś jeść, brzydzić się tym', np. mam długie zęby na kapuśniak (taki osobisty wtręt :). To jest niejako znaczenie kanoniczne, które spotkać można najczęściej, ale obok niego występuje sens wręcz przeciwny, a więc 'przepadać za czymś, lubić bardzo coś jeść'. Zdziwieni? A taka niespodzianka! Co więcej zwrot ten znany jest w Wielkopolsce od wschodu do zachodu, ale w znaczeniach już panuje chaos. Raz jest to 'nie lubić czegoś', raz 'lubić coś'. Co jeszcze ciekawsze podobne znaczeniowe zamieszanie panuje i w języku niemieckim, z którego najprawdopodobniej zwrot ten przedostał się do mowy Wielkopolan. Tu jednak nowa zagadka: w Wielkopolsce wschodniej, niebędącej pod zaborem pruskim, zwrot ten też jest znany. Można by więc zapytać: jakim sposobem?

PS W słowniku języka niemieckiego znalazłem: lange Zahne machen - 'nie chcieć jeść' (dosł. 'robić długie zęby'). Jednak przeszukując Internet, natrafiłem na znaczenia przeciwne: jemandem lange Zähne machen; jemandem die Zähne lang machen - 'jemandem Lust auf etwas machen; jemanden auf etwas begierig machen' oraz lange Zähne machen; mit langen Zähnen essen - 'etwas essen, das man nicht mag, und diesen Widerwillen gut sichtbar sein lassen' (http://canoo.net/blog/2009/12/17/lange-zahne-bekommen/). W powyższych zwrotach nie występuje jednak haben 'mieć', lecz machen 'robić' i essen 'jeść'. Wielkopolski zwrot z mieć wydaje się natomiast dosłowną kalką austriackiego lange Zahne haben auf etwas (http://www.ostarrichi.org/wort-7391-at-lange+Z%C3%A4hne+haben+%28auf+etwas%29.html), co oczywiście sprawę jeszcze bardziej komplikuje, bo gdzie Austria, a gdzie Wielkopolska.

piątek, 18 maja 2012

Aty aty, be, ciuciu, hy!

Nie jest to może coś typowe tylko dla goliniaków, choć kto wie - badań w tej sprawie nie prowadziłem. A rzecz jest ciekawa, bo chodzi o to, jak zwracamy się do dzieci. Oczywiście, nie za pomocą "normalnych" słów, tylko tych specjalnych, używanych tylko w stosunku do dzieci, np. cacy - gdy coś jest dobre, ładne, grzeczne. Podobno nie powinno mówić się w ten sposób do dzieci, tylko używać normalnego języka, żeby mogły się go uczyć, ale mimo to wygrzebałem z pamięci i obserwacji kilka takich słówek i podaję minisłowniczek (mini, skoro o dzieci chodzi:)

aty aty! - gdy udaje się (albo nie), że coś bijemy, bo nam zaszkodziło, np. pies chciał ugryźć
be - o czymś niedobrym, co dziecku zagraża, jest dla niego szkodliwe; za pomocą be ostrzegamy je przed tym
cacy - o czymś miłym, dobrym, ładnym; i o istotach żywych, gdy są grzeczne, np. cacy kotek
ciuciu - coś słodkiego lub po prostu cukierki
dzia - 'dziękuję', np. gdy dziecko nam coś daje, przynosi; albo w zwrocie zrób dzia, gdy dziecko ma komuś podziękować, np. zrób dzia Bozi
hy! - o czymś gorącym, czym dziecko może się oparzyć, więc ostrzegamy je, by się do tego nie zbliżało
patataj - wiadoma rzecz na pewno wszystkim, gdy się sadza dziecko na kolanach i podrzuca, naśladując jazdę na koniu

Nie trudno zauważyć, że większość z tych słówek to wyrazy dźwiękonaśladowcze, często podwajane lub powtarzane wielokrotnie (patataj patataj patataj) dla efektu eufonicznego. Trudno za to określić, czy są to rzeczowniki, przymiotniki czy czasowniki, bo w zależności od sytuacji, mogą być różnie interpretowane. Ale to w sumie nie jest aż tak ważne. Ważne natomiast, że pozwalają np. szybko ostrzec dziecko przed niebezpieczeństwem, więc swoją funkcję spełniają świetnie. Gdybym przypomniał sobie jeszcze coś, to napiszę, bo niestety na dziś moje wspomnienia trzylatka się wyczerpały :)

sobota, 12 maja 2012

Brękwy i miągwy

Trwam w postanowieniu, by tłamsić przejawy mego łakomstwa i nie pisać o jedzeniu, co jednak, niestety, odbija się w negatywnym postrzeganiu rzeczywistości. Zgodnie z tym będzie więc dzisiaj o brękwach i miągwach, znanych też jako brynkwy i mióngwy.
Wiadomo, nikt ani jednym ani drugim nie chce być, ale od czasu do czasu zdarza się to każdemu. Czy na pewno? Na pewno, ponieważ brękwa i miągwa to maruda, ktoś narzeka, smęci i zamęcza sobą innych. No niestety, każdemu się to zdarza. Byle nie za często :)
W Golinie słówka znane, przeze mnie bardzo lubiane, bo trafnie oddają, o co chodzi. Poza tym maruda jest trochę bez wyrazu, za to brękwa i miągwa to ekspresja, brzmienie. No, coś w sobie mają - słowa, oczywiście :) W Poznaniu miągwę też słyszałem, ale brękwy już nie, ale za to brękota, czyli dość podobnie i w podobnym znaczeniu. Miągwę, pana kota, można spotkać także w Buku niedaleko Poznania, o czym się można przekonać tutaj (bardzo ładne zdjęcie:) W ogóle koty dość często określa się tym mianem i nie bez powodu, bo samo słowo pochodzi od miączeć, czyli miauczeć, a użyte w odniesieniu do ludzi oznacza 'męczyć kogoś mówieniem, narzekaniem, marudzić mu' (np. nie miącz już, bo nie można tego słuchać). Z kolei brękwa to ktoś, kto bręczy (można skojarzyć z brzęczeć), czyli 'marudzi, zrzędzi'.

Na koniec fotka jednej miągwy, też kota :) (Pożyczona z http://glusiinni.blogspot.com/2010/08/o-tym-ze-maluchy-zaszczepione.html)

poniedziałek, 7 maja 2012

Męty i brudy

Ten oto niezwykle przyjemny temat wypłynął ostatnio w czasie rozmowy mej z kuzynką, golinianką obecnie na emigracji w Toruniu. Okazało się, że tamtejsi mieszczanie nie do końca pojmują zdanie w herbacie pływają jakieś fafoły, co mniej więcej oznacza, że we wzmiankowanym płynie pływają jakieś męty czy inne nieczystości. Skoro temat się zaczął, to trzeba go było podjąć i od słowa do słowa zgromadziliśmy kilka jeszcze słówek - synonimów fafołów, które w Toruniu nie bardzo są zrozumiałe (biedni), za to w Golince jak najbardziej. Otóż, przede wszystkim papróchy (paprochy już nie brzmią tak dobrze), czyli wszelkie zanieczyszczenia w rodzaju kurzu i małych kawałeczków czegoś, w przeciwieństwie do fafołów są raczej suche. Chociaż po chwili namysły cofam to, fafoły, papróchy i farfocle mogą być zarówno suche, jak i mokre, wilgotne itp. W każdym razie, jak ktoś je ma w domu, to nie za dobrze, chociaż lepiej to niż mieć koty (zbite grupki kurzu walające się po podłodze), a że piszący te słowa do wspomnianej sytuacji doprowadzić nie chce, toteż łapię za szczotkę i idę sprzątać :/