środa, 19 września 2012

Sklep vs. piwnica

Dwa powszechnie znane słowa skrywają zawiłości semantyczne, w Wielkopolsce bowiem dla osób najstarszych znaczą to samo. Sklep to etymologicznie po prostu 'miejsce sklepione' od sklepić, zasklepić, czyli najogólniej 'zamknąć jakiś otwór'. (Do dziś to znaczenie pozostało w sklepieniu.) Tak więc sklep oznaczał w dawnej polszczyźnie i gwarach wielkopolskich 'miejsce sklepione pod domem', czyli po dzisiejszemu piwnicę. Był to zresztą wyraz powszechnie znany w Wielkopolsce, bo i w Golinie, i w Poznaniu, i w innych jej zakątkach.
Dzisiejsza piwnica jako 'pomieszczenie pod domem' pierwotnie oznaczała 'pomieszczenie do przechowywania piwa, czyli tego, co nadawało się do picia', i dopiero z czasem zaczęła oznaczać 'pomieszczenie do przechowywania produktów spożywczych czy niepotrzebnych rzeczy'. Dziś jest to znaczenie ogólnopolskie; także w Wielkopolsce powszechnie znane, gdzie już prawie całkowicie zastąpiło dawniejszy sklep.
Do wyjaśnienie pozostaje już tylko jak dawny sklep 'piwnica' stał się dzisiejszym 'miejscem sprzedaży'. Otóż, dawniej piwnice (czyli wówczas sklepy) służyły jako miejsce przechowywania towarów kupieckich i tam też odbywała się ich sprzedać. Do dziś zresztą w wielu miastach sklepy znajdują się poniżej poziomu ulicy i trzeba do nich schodzić po kilku stopniach.  Z czasem zaczęto utożsamiać słowo sklep z miejscem 'kupna-sprzedaży' bez względu na położenie, nad czy pod powierzchnią. W ten sposób sklep zyskał nowe znaczenie, a jego stare miejsce zajęła piwnica.

niedziela, 22 lipca 2012

Być czy mieć?

Na to filozoficzne pytanie przewrotnie odpowiadam: i być, i mieć. A to dlatego, że nie będzie nas tu zajmować filozofia, lecz filologia, czyli język. Dokładniej zaś: powiedzenia, które zawierają słowo być lub mieć - mogą to być również ich formy.
Wszystkie poniższe frazeologizmy znane są mi z Goliny, ale i z Poznania. Dla pewności sprawdziłem to w Słowniku gwary miejskiej Poznania on-line dostępnym tutaj. Zapewne poniższe wyrażenia znane są też w innych miejscach Wielkopolski, ale jako że dokładniej nie mogłem sprawdzić ich lokalizacji, toteż jej nie podaję.

Być po jednych pieniądzach - można tak powiedzieć o dwóch (lub więcej) osobach, gdy są tyle samo warte. Najczęściej w negatywnym kontekście, np. nie wierz im, oni wszyscy po jednych pieniądzach.
Coś jest komuś nie w nos - coś się komuś nie podoba, nie jest po jego myśli, np. takie rozwiązanie to ci nie w nos, co?
Mieć nierówno poukładane - tak mówi się o kimś, gdy jest niespełna rozumu, ma nie po kolei w głowie.
Mieć powiedziane - czyli mieć przykazane, np. miałem powiedziane, żeby się stąd nie ruszać.
Mieć wypite - chyba nie trzeba wyjaśniać, ale żeby nie było żadnych nieścisłości: być pod wpływem alkoholu, np. widziałem go wczoraj, miał nieźle wypite i szalał.
Ktoś nie ma wszystkich w domu - zachowywać się nierozsądnie, jak szaleniec; być niespełna rozumu.

czwartek, 12 lipca 2012

Moda męska

Swoim zwyczajem staram się zmylić trop, ponieważ post nie będzie ogólnie o modzie męskiej, lecz o jednym z jej detali - baczkach czy też bakach. A właściwie o pejsach. A właściwie to mamy tu problem nazewniczy. Spotkałem się z rozróżnieniem: baki/baczki - włosy przed uchem, przylegające do skóry, pejsy - dłuższe włosy przed uchem, często zwisające. Coś w tym jest, jednak kierując się własnym rozeznaniem, mogę chyba stwierdzić, że w Golinie raczej nie stosuje się tego rozróżnienia i w obu znaczeniach mogą wystąpić pejsy.
Podobnie rzecz się przedstawia z zastrzeżeniem, że pejsy noszą tylko ortodoksyjni Żydzi - w Golinie pejsami można określić każde krótsze i dłuższe włosy, bez względu na to, kto je nosi.
Oczywiście, związek między Żydami a samym słowem istnieje, ponieważ pejs pochodzi z języka jidysz - pejes, pajes. Zadomowienie się tego słowa w Golinie i jego szerszy zakres znaczeniowy można tłumaczyć sporym odsetkiem wyznawców judaizmu żyjących w mieście przed wojną i tym samym częstymi kontaktami między społecznością polską i żydowską. Zresztą jest to przypadek nie tylko Goliny, lecz wielu innych polskich miast.
Swoją drogą ciekawe, od kiedy baki stają się pejsami :)

czwartek, 28 czerwca 2012

Kałmuk, czyli znów o jedzeniu

Wg wikipedii Kałmucy to: "naród mongolski z grupy ojrackiej, liczący ok. 250 tys. osób. Używają języka kałmuckiego, należącego do języków ałtajskich. Zamieszkują w południowo-wschodnim skrawku Europy, nad Morzem Kaspijskim – głównie w rosyjskiej Kałmucji [...]". Jaki to ma związek z jedzeniem? Na razie żadnego, ale sprawa będzie się stopniowo wyjaśniać. W przypadku słowa kałmuk mamy do czynienia z homonimem, tzn. wyrazami, które tak samo wyglądają, ale znaczą coś innego, np. zamek - w drzwiach i budowla. Podobnie Kałmuk to nie tylko mieszkaniec Kałmucji (wtedy należy używać wielkiej litery), lecz także 'żarłok, obżartuch' (wtedy używamy małej litery). W drugim przypadku kałmuk pochodzi od niem. kauen 'żuć, gryźć'. To znaczenie znane jest tylko w Wielkopolsce, gdzie zresztą spotkać także można 'ponurak' lub 'osoba mniej sprawna umysłowo niż przeciętna' (dwa ostatnie jednak nie są mi znane z Goliny, lecz z Poznania).

I tu wracamy do Kałmuków, ponieważ na znaczenia 'ponurak' oraz 'osoba niesprawna umysłowo' oddziałuje stereotyp ludów wschodnich jako zapóźnionych cywilizacyjnie, o mniejszych właściwościach umysłowych, przejawiający się m.in. w potocznym mongoł czy dawnym określeniu zespołu Downa - mongolizm. W ten to przewrotny sposób wielkopolski kałmuk skojarzył się z Kałmukiem, a wpływy niemieckie połączyły ze wschodnimi. Nieźle, nie? :)

czwartek, 14 czerwca 2012

Ślizga sprawa - ślizgie słowa

Różnice w języku poszczególnych miejscowości czy szerzej regionów mogą zachodzić na różnych poziomach. Te najwyrazistsze dotyczą leksyki, czyli słownictwa, i ona też zajmowała najwięcej miejsca wśród dotychczasowych postów. Dziś więc postanowiłem wprowadzić jakąś odmianę i zająć się poziomem fonetycznym, a więc wymową wyrazów. Wydawać by się mogło, że nikt nie przywiązuje uwagi do tego, jak wymawia się taki a taki wyraz, bo to przecież tylko dźwięki, a najważniejsze jest znaczenie słów. Może i tak, nie da się jednak ukryć, iż sposób artykulacji odmienny od naszych własnych przyzwyczajeń zwraca naszą uwagę, np. cyste syby Górali, to czyste szyby, lecz inaczej wymawiane niż w języku ogólnym. Wielkopolska, a z nią Golina, również ma swoje odmienności wymawianiowe. Oto kilka z nich dotyczących różnic w dźwięczności głosek:

huźdawka huśtawka i huźdać sięhuśtać się;
glizda glista (słowo często używane na określenie wijących się robaków, np. dżdżownicy);
ślizgi śliski, ślizgo - ślisko (ale czasownik, żeby nie było za łatwo: ślizgać się);
galarepa kalarepa;
branzoletka bransoletka.

Udźwięcznienia występują też często w czasownikach w formach 1. os. l.mn., np. widzieliźmy, robiliźmy i myźmy widzieli, myźmy robili i są jak najbardziej poprawne. Jeśli ktoś miałby okazję posłuchać prof. J. Miodka, to może uda mu się wysłyszeć takie właśnie formy :)

Jest jeszcze wielgi, ale to tylko pozornie przykład wymowy udźwięczniającej jak te powyżej. W rzeczywistości jest to starsza postać dzisiejszego wielki, a więc archaizm fonetyczny. Ponadto w formach ekspresyjnych mamy tylko wielgachny, a nie wielkachny.

Za dalsze przykłady będę wdzięczny :)

czwartek, 31 maja 2012

Kto ma długie zęby?

Być może pytanie niedyskretne, bo przecież o urodzie się nie dyskutuje, ale trzeba je zadać. Tym bardziej, że nie o wygląd jednak chodzi, lecz o jedzenie. Dość długo już o kulinariach nie pisałem, a coś do tego tematu ciągnie:) Mieć długie zęby na coś znaczy 'nie lubić czegoś jeść, brzydzić się tym', np. mam długie zęby na kapuśniak (taki osobisty wtręt :). To jest niejako znaczenie kanoniczne, które spotkać można najczęściej, ale obok niego występuje sens wręcz przeciwny, a więc 'przepadać za czymś, lubić bardzo coś jeść'. Zdziwieni? A taka niespodzianka! Co więcej zwrot ten znany jest w Wielkopolsce od wschodu do zachodu, ale w znaczeniach już panuje chaos. Raz jest to 'nie lubić czegoś', raz 'lubić coś'. Co jeszcze ciekawsze podobne znaczeniowe zamieszanie panuje i w języku niemieckim, z którego najprawdopodobniej zwrot ten przedostał się do mowy Wielkopolan. Tu jednak nowa zagadka: w Wielkopolsce wschodniej, niebędącej pod zaborem pruskim, zwrot ten też jest znany. Można by więc zapytać: jakim sposobem?

PS W słowniku języka niemieckiego znalazłem: lange Zahne machen - 'nie chcieć jeść' (dosł. 'robić długie zęby'). Jednak przeszukując Internet, natrafiłem na znaczenia przeciwne: jemandem lange Zähne machen; jemandem die Zähne lang machen - 'jemandem Lust auf etwas machen; jemanden auf etwas begierig machen' oraz lange Zähne machen; mit langen Zähnen essen - 'etwas essen, das man nicht mag, und diesen Widerwillen gut sichtbar sein lassen' (http://canoo.net/blog/2009/12/17/lange-zahne-bekommen/). W powyższych zwrotach nie występuje jednak haben 'mieć', lecz machen 'robić' i essen 'jeść'. Wielkopolski zwrot z mieć wydaje się natomiast dosłowną kalką austriackiego lange Zahne haben auf etwas (http://www.ostarrichi.org/wort-7391-at-lange+Z%C3%A4hne+haben+%28auf+etwas%29.html), co oczywiście sprawę jeszcze bardziej komplikuje, bo gdzie Austria, a gdzie Wielkopolska.

piątek, 18 maja 2012

Aty aty, be, ciuciu, hy!

Nie jest to może coś typowe tylko dla goliniaków, choć kto wie - badań w tej sprawie nie prowadziłem. A rzecz jest ciekawa, bo chodzi o to, jak zwracamy się do dzieci. Oczywiście, nie za pomocą "normalnych" słów, tylko tych specjalnych, używanych tylko w stosunku do dzieci, np. cacy - gdy coś jest dobre, ładne, grzeczne. Podobno nie powinno mówić się w ten sposób do dzieci, tylko używać normalnego języka, żeby mogły się go uczyć, ale mimo to wygrzebałem z pamięci i obserwacji kilka takich słówek i podaję minisłowniczek (mini, skoro o dzieci chodzi:)

aty aty! - gdy udaje się (albo nie), że coś bijemy, bo nam zaszkodziło, np. pies chciał ugryźć
be - o czymś niedobrym, co dziecku zagraża, jest dla niego szkodliwe; za pomocą be ostrzegamy je przed tym
cacy - o czymś miłym, dobrym, ładnym; i o istotach żywych, gdy są grzeczne, np. cacy kotek
ciuciu - coś słodkiego lub po prostu cukierki
dzia - 'dziękuję', np. gdy dziecko nam coś daje, przynosi; albo w zwrocie zrób dzia, gdy dziecko ma komuś podziękować, np. zrób dzia Bozi
hy! - o czymś gorącym, czym dziecko może się oparzyć, więc ostrzegamy je, by się do tego nie zbliżało
patataj - wiadoma rzecz na pewno wszystkim, gdy się sadza dziecko na kolanach i podrzuca, naśladując jazdę na koniu

Nie trudno zauważyć, że większość z tych słówek to wyrazy dźwiękonaśladowcze, często podwajane lub powtarzane wielokrotnie (patataj patataj patataj) dla efektu eufonicznego. Trudno za to określić, czy są to rzeczowniki, przymiotniki czy czasowniki, bo w zależności od sytuacji, mogą być różnie interpretowane. Ale to w sumie nie jest aż tak ważne. Ważne natomiast, że pozwalają np. szybko ostrzec dziecko przed niebezpieczeństwem, więc swoją funkcję spełniają świetnie. Gdybym przypomniał sobie jeszcze coś, to napiszę, bo niestety na dziś moje wspomnienia trzylatka się wyczerpały :)