piątek, 18 maja 2012

Aty aty, be, ciuciu, hy!

Nie jest to może coś typowe tylko dla goliniaków, choć kto wie - badań w tej sprawie nie prowadziłem. A rzecz jest ciekawa, bo chodzi o to, jak zwracamy się do dzieci. Oczywiście, nie za pomocą "normalnych" słów, tylko tych specjalnych, używanych tylko w stosunku do dzieci, np. cacy - gdy coś jest dobre, ładne, grzeczne. Podobno nie powinno mówić się w ten sposób do dzieci, tylko używać normalnego języka, żeby mogły się go uczyć, ale mimo to wygrzebałem z pamięci i obserwacji kilka takich słówek i podaję minisłowniczek (mini, skoro o dzieci chodzi:)

aty aty! - gdy udaje się (albo nie), że coś bijemy, bo nam zaszkodziło, np. pies chciał ugryźć
be - o czymś niedobrym, co dziecku zagraża, jest dla niego szkodliwe; za pomocą be ostrzegamy je przed tym
cacy - o czymś miłym, dobrym, ładnym; i o istotach żywych, gdy są grzeczne, np. cacy kotek
ciuciu - coś słodkiego lub po prostu cukierki
dzia - 'dziękuję', np. gdy dziecko nam coś daje, przynosi; albo w zwrocie zrób dzia, gdy dziecko ma komuś podziękować, np. zrób dzia Bozi
hy! - o czymś gorącym, czym dziecko może się oparzyć, więc ostrzegamy je, by się do tego nie zbliżało
patataj - wiadoma rzecz na pewno wszystkim, gdy się sadza dziecko na kolanach i podrzuca, naśladując jazdę na koniu

Nie trudno zauważyć, że większość z tych słówek to wyrazy dźwiękonaśladowcze, często podwajane lub powtarzane wielokrotnie (patataj patataj patataj) dla efektu eufonicznego. Trudno za to określić, czy są to rzeczowniki, przymiotniki czy czasowniki, bo w zależności od sytuacji, mogą być różnie interpretowane. Ale to w sumie nie jest aż tak ważne. Ważne natomiast, że pozwalają np. szybko ostrzec dziecko przed niebezpieczeństwem, więc swoją funkcję spełniają świetnie. Gdybym przypomniał sobie jeszcze coś, to napiszę, bo niestety na dziś moje wspomnienia trzylatka się wyczerpały :)

2 komentarze:

  1. U nas na coś gorącego mówiło się "si!"("śi!" (?), z naciskiem na ś), a na "nie wolno" - "nu nu!" :) Funkcja komunikacyjna - tak, owszem, ale bez przesady... Znam dziecię rodziców, którzy takiego języka używali w kontaktach z maluchem nagminnie, i w wieku trzech lat ich młody miał zasób słownictwa (tu dokładny cytat): "mama, tata, daj, piwo, czipsy, lód" :P W tym samym czasie mój równolatek, z którym się rozmawiało "jak z dorosłym" klepał z pamięci wierszyki, i buzia mu się z kolei nie zamykała :) Myślę, że w rozmowach z dziećmi trzeba znaleźć złoty środek - i oczywiście nie popadać w skrajności. Inaczej język naszego malucha... nie będzie "cacy" :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złoty środek jak zawsze najlepszy :) Tylko znajdź go, człowieku :p

      Usuń